Ks. Prof. Jacek Urban 9 VII 2018

„Mówiła bowiem sobie: Żebym choć dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa”.

Rzadko mówimy o dotyku, raczej o wzroku, słuchu, smaku, powonieniu, a przecież jest on jednym z pięciu zmysłów, przez które postrzegamy świat i wyrażamy siebie. Tak jak dzieci potrzebują dotyku rodziców, jak potrzebują go ci, którzy trzymają się za ręce, tak jest on nam potrzebny w relacji z Bogiem.

Wielokrotnie na kartach Pisma świętego spotykamy Chrystusa, który dotyka, dotyka sparaliżowanego, dotyka trędowatego. Bóg dotyka człowieka.

Jest też zjawisko odwrotne. Człowiek dotykający Boga. Tomasz apostoł, który chce dotknąć przebitych rąk Jezusa, Maria Magdalena, do której Chrystus mówi: „nie dotykaj mnie”, choć niektórzy ten fragment tłumaczą: „nie zatrzymuj mnie”, czy kobieta z dzisiejszej Ewangelii, która mówi do siebie: „żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”.

To pragnienie jest także bliskie nam, którym przyszło żyć dwa tysiące lat później. Ten dotyk Boga możemy odczuć na modlitwie, w sakramentach, a zwłaszcza w Eucharystii, w Komunii świętej, gdy dotykamy przemienionego Ciała Chrystusa pod postacią Chleba.

Dotyk jest wyrazem bliskości. Trochę o tym zapominamy, zwłaszcza, że w języku polskim dotknięcie ma także negatywne znaczenie. Można zostać dotkniętym chorobą, można kogoś dotknąć czyli urazić, można dotknąć niełaską. Jest też tzw. zły dotyk, o którym dziś się tyle mówi.

Ale nas teraz interesuje dotyk w znaczeniu religijnym. Gdy Bóg dotyka człowieka, dotyka go łaską lub doświadczeniem. I gdy człowiek pragnie dotknąć Boga, to po to, by go wypełnił łaską. A nie po to, by go urazić.

Bywa, że nie czujemy się godni, gotowi do takiej bliskości z Bogiem. Wtedy szukamy pomocy tych, którzy tej łaski dostąpili. Takimi ludźmi są święci. Wśród nich św. Jadwiga Królowa.

Za kilka dni rocznica śmierci jej córeczki, za tydzień rocznica jej śmierci – narodzin dla nieba. Ks. Prof. Stanisław ze Skalbmierza, pierwszy rektor odnowionego Uniwersytetu, w kazaniu pogrzebowym, mówił o przeciwnościach, chorobach i pokusach, jakich doświadczała, jakimi została dotknięta. To dotknięcie Stanisław uważa konieczne.

Jako ludzie jesteśmy raz po raz poddawani próbie. Z tego dotknięcia rudy z ogniem, ujawnia się szlachetny kruszec.

Jej życiu nie towarzyszą mistyczne zjawiska. Jest jedno: spotkanie z Chrystusem Ukrzyżowanym w Katedrze na Wawelu. Dotknięcie Boga, które się wtedy dokonało. Niewiele wiemy, co się pod Czarnym Krzyżem Wawelskim dokonało. Ci, którzy ją znali czuli, że się dokonało. Że została jej objawiona wola Boża. I że ona ją przyjęła. I zapewne na tym polegało to dotknięcie. Prosiła Boga o to, by zechciał jej objawić swoją wolę. Uświadomiła sobie, że wolą Bożą wobec niej jest Krzyż, dźwiganie krzyża, jest postępowanie za Chrystusem Ukrzyżowanym.

Czy to dotknięcie dokonało się w mistycznej wizji, czy w świetle wiary, na pewno nie było kalkulowane. Wiemy, że zostało przyjęte. I o to chyba chodzi, abyśmy doświadczenie życiowe, miejsce, które zajmujemy, nie traktowali jako dotknięcie niełaską, ale jako wolę Bożą, jako ten moment, moment, którym Bóg dotknął mojego ramienia i powiedział: „Idź”. A każdy z nas tak dotknięty przez Boga mógł mu odpowiedzieć: „Idę”.