Ks. Prof. Jacek Urban 14 XII 2018

„Kiedy zbliżał się czas porodu, król polski Władysław napominał swoją małżonkę królową Jadwigę, przez posłów i listownie, aby nie zaniedbała ozdobienia łoża do przyszłego porodu i sypialni, obiciami, nakryciami i zasłonami przetykanymi złotem, drogimi kamieniami i perłami. Ona zaś w odpowiedzi odpisała królowi, że dawno odsunęła od siebie świecki przepych i nie chce z niego korzystać teraz, w niebezpieczeństwie śmierci, którą często zwykł powodować poród, że Panu Niebios nie chce się podobać drogimi kamieniami i złotem, ale skromnością i łagodnością (…) Kiedy zaś nadszedł czas porodu, królowa Jadwiga 12 czerwca 1399 roku wydała na świat córkę, która została ochrzczona w katedrze krakowskiej przez biskupa krakowskiego Piotra Wysza. Otrzymała dwa imiona: Elżbieta Bonifacja. Po jej urodzeniu królowa Jadwiga zaczęła ciężko chorować. Nowonarodzona dziewczynka zmarła po kilku dniach. O jej zgonie doniesiono w momencie, kiedy oddawała ducha. Stało się tak, bo kobiety, które pielęgnowały królową, starały się to ukryć przed nią, by ból nie powiększył jej choroby. A kiedy choroba się wzmogła, zaopatrzona Najświętszym Wiatykiem, namaszczona olejem świętym, pobożnie zmarła 17 lipca koło południa, na zamku krakowskim i została pochowana po lewej stronie głównego ołtarza, w pobliżu zakrystii”.

To oczywiście fragment księdza Jana Długosza z jego „Roczników” z roku 1399.

Stajemy wobec tajemnicy ludzkiego życia, jego doczesności i jego wiekuistych przeznaczeń w Bogu samym. Tylko Bóg jest Życiem. W nim dał udział człowiekowi. Człowiek ma udział w tym, co należy do Boga, a równocześnie niejednokrotnie boleśnie się przekonuje, że nie zawsze może je ocalić.

Jadwiga utraciła dziecko. Jagiełło utracił i dziecko i żonę. Stanisław ze Skarbimierza na pogrzebie Jadwigi i jej córki Elżbiety Bonifacji (matka i córka spoczęły w jednej trumnie) wobec Jagiełły powiedział:

„to prawda, że wśród łez zanosiliśmy nasze modlitwy, aby nam Pan Bóg zachował ten klejnot niezwykły. Mimo to nie wybłagaliśmy utrzymania jej przy życiu. Płakaliśmy rzewnie, odprawialiśmy procesje, składaliśmy ofiary przebłagalne w imię Twoje i na cześć świętych Twoich. Co stanęło na przeszkodzie, co oddaliło od Ciebie, że nie zostaliśmy wysłuchani w naszych prośbach? Dobrze czynicie pytając o to Pana. Tylko do Niego należy odpowiedź”.

A szukając naszej ludzkiej odpowiedzi Stanisław powiedział:

„być może dlatego nie zostaliśmy wysłuchani, żeby mogła mieszkać w miejscu ochłody, a nie w dusznej atmosferze życia ludzkiego. Być może dlatego została nagle zabrana, aby żadna nieprawość nie odmieniła jej życia. Być może dlatego, że my nie byliśmy godni takiego skarbu. A być może dla wypróbowania naszej wiary”.

A zwracając się do króla Władysława, zakończył swoje kazanie pogrzebowe słowami:

„A może stało się to, po to, by nasz król jaśniał jeszcze większym blaskiem, by jeszcze cierpliwiej znosił z pomocą Bożą koleje swego losu. Niech błogosławiony na wieki Bóg łaskawie go umocni i nie opuszcza w pocieszeniu, a głowę jego małżonki otoczy koroną niebieskiego królestwa”.

W minioną niedzielę słyszeliśmy Ewangelię o początku działalności św. Jana Chrzciciela. Nie wszyscy dobrze go przyjęli. Mieszkał na pustyni, jego ubraniem była skóra wielbłądzia, a jego pożywieniem miód i szarańcza. Dla wielu było to nienormalne, mówili „oszalał, zły duch go opętał”. Dla innych z kolei nie do przyjęcia była postawa Jezusa, który przyjmował zaproszenia i bywał goszczony, o nim z kolei mówili, że jest żarłokiem i pijakiem, że przyjaźni się z celnikami, którzy pracowali dla Rzymu, a przez to nie zasługiwali na szacunek. Chyba każdy z nas zdaje sobie sprawę, że tacy ludzie zawsze byli, są i będą. Dlatego tak ważne jest ostatnie zdanie dzisiejszej Ewangelii „a jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny”. Ostatecznie to nie ludzie, ale mądrość Boża zostanie usprawiedliwiona.

My ludzie, żyjący na tym świecie, spotykamy się z różnymi formami przeciwności. Bywa, że natrafiamy na niezrozumienie innych, bywa, że sami budujemy mury, że nie potrafimy się z czymś pogodzić. Formę najsilniejszą taka postawa przyjmuje wtedy, gdy dotyczy dziecka, które odeszło i nie powróci. Niezwykle trudno jest się z nią pogodzić. Dotyczy i dotyka tego, co najważniejsze, życia.

Przygotowując się do Świąt Bożego Narodzenia obejmijmy pamięcią tych, którzy utracili dziecko. Maryję, która nie miała gdzie urodzić, a skoro urodziła musiała uciekać z Betlejem przed tymi, którzy chcieli zabić Dziecię, pamiętając o dzieciach z Betlejem, o dzieciach, które odeszły zanim zdążyły wyrosnąć. Prośmy za wstawiennictwem św. Królowej Jadwigi, św. Jana od Krzyża i św. Faustyny za rodziców i za ich utracone dzieci, by w promieniach Bożego Miłosierdzia znaleźli utulenie i światło.