Homilia o Eucharystii – ks. Seweryn Puchała 21 IV 2020

Eucharystia to jak wiemy centrum życia każdego chrześcijanina. Eucharystii towarzyszą święte znaki. Znak to coś, co odnosi nas do konkretnej rzeczywistości, ją nam wskazuje. Rzeczywistości, którą musimy rozumieć, w której musimy trwać, żeby te znaki do niej nas odniosły. Inaczej nic dla nas nie będą znaczyły, będą dla nas zbiorem pustki. Teraz, w okresie wielkanocnym mamy większą szansę to rozumienie pogłębić, gdyż żyjemy w pełni tych znaków. Pierwszym takim znakiem jest słowo Liturgia, które pochodzi z języka greckiego, które oznaczało “dzieło wspólne”, powiedzielibyśmy nawet dzisiejszym językiem “czyn społeczny, coś na rzecz większej wspólnoty”, np. wspólne budowanie mostu. I to dzieło wspólne dzieje się przynajmniej na dwóch płaszczyznach, niezwykle ważnych, których nie możemy w żaden sposób pominąć, jeśli chcemy uczestniczyć w Eucharystii. 

Pierwszy to współpraca człowieka z Bogiem. W czasie ofiarowania, kapłan modli się tymi słowami: “Błogosławiony jesteś Panie Boże wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb, który jest owocem ziemi i pracy rąk ludzkich. Tobie go przynosimy, aby stał się dla nas chlebem życia”. Bóg daje wzrost, ale człowiek współpracując z Bogiem, otrzymuje chleb. To niezwykle ważny symbol. Bóg nie przemienił pszenicy w swoje Ciało. Nie przemienił wody w swoją Krew, ale właśnie chleb i wino. Bardzo proste znaki, ale jednak wymagające współpracy.  

Drugi wymiar to współpraca człowieka z człowiekiem. Ludu wiernego z kapłanem. Eucharystia nie jest dziełem jednego aktora, jest wspólnym wydarzeniem, wspólną rzeczywistością. Nie chodzi o to, żebyśmy się w czasie Eucharystii popisywali jak na scenie, księża-gwiazdorzy, rockowa msza św. My powinniśmy liturgię przeżywać, kto jak kto, ale czciciele św. Królowej Jadwigi doskonale to rozumieją. Bowiem ona rozumiała co to znaczy przeżywać, rozmawiała z Chrystusem, nie tylko patrzyła. Rozmowa to nie monolog w czasie mszy św. Nie ma monologu kapłana, jeśli jest msza św. z ludem, jest dialog kapłana z ludem Bożym.  

I jest to wielki smutek, myślę, że nie tylko kapłana, choć jego dotyka bezpośrednio, ale wielki smutek całej wspólnoty Kościoła, kiedy przydarza się coś, co przydarzyło się mnie – kilkumiesięcznemu wtedy kapłanowi. Było to podczas ślubu, wyszedłem do ołtarza, para młoda siedziała przed ołtarzem, myślałem, że to kwestia ich zdenerwowania, ale niestety później, dowiedziałem się, dlaczego. Po wstępnym pozdrowieniu “Pan z wami” nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Nie tylko z ust pary młodej, co można byłoby jeszcze faktycznie tłumaczyć tremą, zdenerwowaniem, ale wszystkich zebranych ludzi. I tak ta msza trwała do samego końca. Nikt z zebranych wtedy w kościele nie wiedział ani co odpowiedzieć, ani kiedy należy siedzieć, stać, a kiedy klęczeć. Niezwykły smutek. Dla tych ludzi Eucharystia niestety nic nie znaczyła. Znaki, które im towarzyszyły były znakami nieodwołującymi, były dla nich zbiorem pustym. Przez jakąś część mszy św. zadawałem sobie pytanie “po co oni tutaj przyszli? przecież są ludźmi niewierzącymi, dali tego świadectwo”. Nawet w dzisiejszej Ewangelii słyszeliśmy, że mówimy co wiemy i o tym świadczymy, co widzieliśmy. I tak było z tymi ludźmi.  

Dlatego bardzo ważne jest to, byśmy uczestniczyli w Eucharystii, nie tylko na nią patrzyli, tylko właśnie uczestniczyli. Eucharystia, dziękczynienie, łamanie chleba, uczta niebiańska, dwa podstawowe znaki – chleb i wino. Jesteśmy wspólnotą z Bogiem, jesteśmy wspólnotą ze sobą, nie wszyscy upieczemy chleb – potrzebujemy mąki, wody, pieca. Samowystarczalność to pycha. Na Eucharystii muszę uznać swoją zależność, muszę uznać, że czegoś potrzebuję. Człowiek samowystarczalny nie potrzebuje ani niczego, ani nikogo. Jeśli potrzebuje zbawienia to zbawi sam siebie. To oczywiście ułuda szatana, dlatego Eucharystia jest nieustającym dziękczynieniem. Pycha nie dziękuje, a jeśli, to tylko samej sobie. W Eucharystii daję się zaprosić Bogu, odpowiadam na to zaproszenie i za nie dziękuję. Wyrazem tego są dwa podstawowe znaki. Jest ich oczywiście dużo więcej, jak dialog, o którym wspomniałem, jak śpiew, organy. Ja chciałbym się skupić tylko na tych dwóch prostych znakach – chlebie i winie. 

Nie tak dawno przeżywaliśmy Wielki Czwartek, dzień ustanowienia Eucharystii. Na krótko przed śmiercią podczas Ostatniej Wieczerzy Pan Jezus pozostawił nam swój testament miłości w znaku chleba i wina. Jak było to w powszechnym wtedy zwyczaju, połamał chleb i podał swoim uczniom. Istotną różnicą były jego słowa, przy pomocy których nadał tej ceremonii zupełnie nową treść “Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje”. Tłumacząc można powiedzieć inaczej “oto Ja jestem całkowicie dla was, tak jak potrzebujecie chleba, aby podtrzymać życie fizyczne, tak potrzebujecie i mnie jako pokarmu dla ducha na dalszej drodze życia”. Łamanie chleba, jakie odbyło się podczas Ostatniej Wieczerzy jest także znakiem zwiastującym bliską już śmierć naszego Pana. Na wschodzie po dziś dzień łamie się chleb, rozrywa się bochenek chleba. Podobnie i Jezus, łamiąc chleb, aby móc rozdawać go uczniom, zostaje rozerwany przez śmierć, stając się tym samym w Eucharystii niewyczerpalnym źródłem duchowego pokarmu. Od tamtej chwili każdego dnia niezliczoną ilość razy rozbrzmiewają w całym Kościele słowa “Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje”. Uczestniczący w liturgii przemiany chleba w Ciało Chrystusa, człowiek-chrześcijanin powinien także się przemieniać dla innych, którzy potrzebują wsparcia i wspólnoty. Mamy stawać się dobrzy jak chleb. Zresztą w niektórych krajach, niektórych narodach mówi się o kimś dobrym, że jest dobry jak chleb. 

Być może właśnie w dzisiejszych czasach, czasach epidemii, powinniśmy być dla siebie dobrzy jak chleb. To niezwykłe czasy, w których możemy sprawdzić to jak bardzo jesteśmy ludźmi wspólnotowymi, jak bardzo jesteśmy otwarci na przemieniającą, zbawienną działalność Eucharystii w nas.  

Chleb był długo jednym z najważniejszych artykułów spożywczych. Dzisiaj już tego tak nie czujemy. Dziś jego rola znacznie spadła. Chleb być może nawet jest jedną z ostatnich pozycji na bogatej liście zaopatrzenia. Dzieci, które zabierają chleb na drugie śniadanie do szkoły, często wyrzucają go do kosza. Zresztą teraz w czasie narodowej kwarantanny można zobaczyć zdjęcia, na których chleb wylądował w koszu, bo ktoś bez namysłu nakupił go za dużo. Jeszcze w niektórych domach istnieje bardzo piękny zwyczaj rozpoczynania nowego bochenka chleba od znaku krzyża. Chleba nie marnują tylko ci, którzy przeżyli głód. Często, jeśli możemy jeszcze spotkać ludzi starszych, którzy przeżyli II wojnę światową, to możemy zobaczyć ich niezwykły szacunek do chleba, oni kiedyś w życiu zaznali braku chleba, braku pożywienia. Dlatego szanują każdą kromkę, każdy okruch. W wielu, na szczęście jeszcze, domach, ale na nieszczęście tylko osób starszych lub w średnim wieku, ale już na pewno nie młodych, chleb się szanuje i chleba nigdy się nie wyrzuca do kosza.  

Kolejnym bardzo ważnym znakiem, choć w naszym kraju nie aż tak czytelnym jest wino. W Palestynie czasów biblijnych, wielkość posiadanej winnicy była kryterium określającym stan zamożności danej rodziny. Prorocy zaś przepowiadali nadejście ery mesjańskiej jako czasu pokoju, wypełnionego niezakłóconym spoczynkiem w cieniu winnej latorośli i drzew figowych. Winnica zaopatrzona ponadto w tłocznię jest w Biblii symbolem narodu izraelskiego, sam Bóg jest jej Panem i właścicielem. Psalmy mówią nam o winie, które rozwesela serce ludzkie, w Księdze Mądrości Syracha czytamy “wino dla ludzi jest życiem, jeśli pić je będziemy w miarę”. W pozabiblijnych religiach dalekiego wschodu wino uchodziło za symbol wiecznej młodości. W alfabecie sumeryjskim zaś liść winnej latorośli był znakiem pisarskim dla oznaczenia słowa “życie”. 

Istotą przesłania Jezusa Chrystusa było napełnienie nowych bukłaków nowym winem. Pamiętamy pierwszy cud Pana Jezusa w Kanie Galilejskiej. W czasie Ostatniej Wieczerzy Pan Jezus mówi “Bierzcie i pijcie, to jest Krew moja”. Krew to życie, wino to życie. Chleb to życie. Jezus oddaje swoje życie za nas, a jednocześnie obdarowuje nas życiem pod postaciami chleba i wina. Wino spożywane podczas uczty Eucharystycznej symbolizuje również życie wieczne, o którym Jezus mówi “odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego krzewu, aż do owego dnia, kiedy pić go będę z wami nowy, w królestwie Ojca mojego.  

Wino może stać się narkotykiem, może być nadużywane, może także być środkiem i źródłem prawdziwej radości, o którym często wspominali Ojcowie Kościoła. Chrześcijanin to nie tylko człowiek, któremu przypada w udziale spożywanie wina naturalnego czy Eucharystycznego. Sam powinien stać się jak on. “Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami” powiedział Jezus na pożegnanie do swoich uczniów, a tym samym do wszystkich chrześcijan, którzy zasługują na to imię. Być nowym winem, potrafić zapalić i ożywić zmęczone społeczeństwo, to niezwykłe zadanie.  

Być może właśnie szczególnie dla nas w tym czasie, w tym czasie, w którym tak bardzo potrzebny jest drugi człowiek, w którym tak bardzo potrzebni są świadkowie. Dobrze wiemy czym wypełniane jest życie publiczne, większość przekazów to głównie bardzo złe albo tylko złe wiadomości. Ludzie potrzebują dobrej nowiny, potrzebują tych, którzy przemienieni Eucharystią zaniosą im nadzieję, zaniosą im radość na lepsze jutro. Być może właśnie dzięki temu świadectwu sami uwierzą i kiedyś przyjdą na Eucharystię, kiedyś będą z niej czerpać.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz